Do niniejszego wpisu zabieram się już dokładnie 6 dni. Tak jak niegdyś w szkole, zamierzam usprawiedliwić swoją nieobecność i tak jak w szkole, nie zawsze jest ona zupełnie "legalna"...
Pierwszy tydzień spędziłam w domu, ale w towarzystwie kogoś, kogo na co dzień niestety nie mam. Żywienie na szóstkę (mój Gość specjalny na szczęście stosuje analogiczne żywieniowe reguły, tak już się dobraliśmy), treningów brak.
Drugi tydzień spędziłam na desce w słonecznej Italii. I choć przy okazji snowboardu na pewno coś się spala, to konsekwentnie nadrabiałam to bombardino, czekoladą, pizzą i (jak to na studenckich wyjazdach) okazjonalnym alkoholem.
Trzeci tydzień spędziłam również za granicą, tym razem będąc gościem u mojego Gościa. Tu z kolei były treningi, natomiast żywienie było fantastyczne tylko do połowy dnia - od obiadu zaczynało się podjadanie wafelków przy kawie, a wieczorem wkraczała sangria.
Czwarty tydzień spędziłam na walce ze sobą i wszechświatem, który nie ułatwiał mi powrotu do starego, dobrego fitnessowego życia. Stopniowo eliminowałam złe nawyki nabrane w ciągu poprzednich trzech tygodni, wprowadzając nowy plan żywieniowy i wracając na siłownię.
I tak minęły ostatnie cztery tygodnie.
Musiałam zmierzyć się z czymś, co jest nieuniknione przy dłuższej przerwie od normalnego trybu funkcjonowania, a mianowicie z powrotem do dobrych nawyków, niepodjadania, systematycznych posiłków, braku wszelkich słodkości, dużych porcji, restauracji, alkoholu... Wierzę, że niejeden z Was przeżył to samo. A ile to razy poddawaliśmy się, traciliśmy motywację, coś wytrącało nas z równowagi, zapominaliśmy się i rzucaliśmy to wszystko w cholerę - niejednokrotnie na dłużej niż zimowe ferie.
Nie chciałam pisać nowego posta bez świadomości, że jestem z powrotem na dobrej drodze. Czułabym się hipokrytką pisząc na W&H i nie stosując się do własnych zasad. Stąd dzisiaj, po dwóch pełnych dniach w stu procentach "idealnych" melduję: wróciłam!
Jestem orędowniczką eliminacji wymówek i poszukiwania konkretnych rozwiązań. Nade wszystko jednak cenię sobie uczenie się na błędach, a o ile na tych cudzych uczy się zdecydowanie przyjemniej, o tyle na własnych znacznie skuteczniej. Poniższe przemyślenia są owocem drugiego z wymienionych sposobów. Dzięki temu Wy będziecie mogli zastosować pierwszy. ;)
Do rzeczy: jak wrócić do dobrych nawyków żywieniowo-treningowych po przerwie?
- Wybacz. Tak, trzeba umieć sobie wybaczyć. Często poczucie winy sprawia, że tkwimy w złych nawykach, bo powrót do starych dobrych przyzwyczajeń powoduje, że musimy się sami przed sobą przyznać - nie jest dobrze. Jednak kiedy przebrniemy przez ten ciężki punkt, będzie łatwiej rozpocząć powrót na dobre tory.
- Postaw granicę. "Od dziś koniec! No dobrze, ale którego dziś?" Ustal, kiedy kończysz wakacyjne hulanki. W moim przypadku postanowiłam przestać przyzwalać sobie na grzeszki po lądowaniu w Polsce. Jasna granica pozwala na monitorowanie ewentualnych wpadek żywieniowych, które z pewnością jeszcze się Wam przytrafią. Chyba, że macie wyjątkowo silną wolę, wtedy olejcie resztę wpisu i cieszcie się szybkim powrotem do formy. ;)
- Oszacowanie strat. Porównaj wagę i inne parametry sprzed i po kryzysie. Może wcale nie jest tak źle? A jeśli jest, to...
- Pomału, nie naraz! Natychmiastowy powrót może być ciężki. Jeśli tak potraficie - brawo dla Was! Jeśli nie - nie przejmujcie się potknięciami, zdarzają się najlepszym. Pierwsze kilka dni może być ciężkich, zupełnie tak jak na początku fitnessowych przygód.
- A może coś nowego? Czy stare dobre nawyki wcale nie zachęcają cię do powrotu do nich, nudzą cię lub przypominają Ci boleśnie o powrocie do rzeczywistości powyjazdowej? Jeśli tak, to wprowadź zmiany i stwórz nowe dobre nawyki. U mnie były to nowe plany treningowe oraz nowe potrawy w menu.
- Myśl pozytywnie. Pozytywne myślenie popycha do działania. Nie nastawiaj się, że będzie ciężko, że straciłeś poprzednie rezultaty ciężkiej pracy i nie ma sensu kontynuować. Uśmiechnij się do swoich myśli i powiedz sobie - czas je odzyskać, a potem zrobić jeszcze więcej! Negatywne myśli hamują nasze działania. Po kroku w tył przychodzi czas na dwa kroki w przód. I przede wszystkim wiesz, że możesz odzyskać to, co straciłeś - przecież już raz to zrobiłeś!
Na koniec garść zdjęć jedzenia z podróży - więcej na moim Instagramie.
Wierzcie lub nie - te bajgle były "czyste" i pyszne! |
Pieczony pstrąg z cytryną zaskoczył mnie swoim cudownym smakiem |
Musiałam udowodnić, że wegański pasztet potrafi być lepszy od mięsnego. Udało się :) |
Towarzysz wieczornych eskapad |
Bogaty wybór koktajli na targu La Boqueria |
Bywało zdrowo - tu własnoręcznie ugotowana paella ze świeżych owoców morza |
Piękne sałatki, a po nich... |
...równie piękne argentyńskie mięso! |
PS1. Nie żałuję.
PS 2. Do bikini 2016 jeszcze daleko, zdążymy odrobić straty z nawiązką :)
0 komentarze:
A Ty? Co o tym myślisz? No powiedz, nie daj się prosić :)