O W&H

Warszawa, circa 2015.
No dobrze, to jak ja nazwę tę stronę? Odżywianie i sport, zdrowy styl życia, cały ten "fitness", milion jest takich blogów, a mi wcale nie o to chodzi, chciałabym czegoś innego...
Czego używasz, żeby jeść? Widelca.
Czego używasz, żeby poćwiczyć? Hantli.


Widelec&Hantla to mój mały kraniec internetów, gdzie chcę dzielić się swoją pasją do widelca, czyli zdrowego gotowania, oraz hantli, czyli szeroko pojętej aktywności fizycznej. 
Aktywni i świadomi ludzie mogą wspierać się tu nawzajem w swoich codziennych problemach, inspirują, odkrywają nowe drogi dojścia do sukcesu, zawracając przy tym z tych, które prowadzą na żywieniowe i sportowe manowce.

Jest tu smacznie, prosto, pozytywnie, zabawnie. Rzeczowo, sensownie, merytorycznie, bez lansu. Na luzie, z osobami, które nas rozumieją - jak w domu. Naszym aktywnym, zdrowym domu - mam nadzieję, że tak będziecie się tu czuć.

W domu nie ma głupich pytań, więc pytajcie. Jeśli nie znam odpowiedzi, to ją znajdę, albo kogoś, kto ją zna. A może to Wy pomożecie mi?

W domu nikt nie pyta się, kim jesteś, skąd pochodzisz, ile masz lat, ile w portfelu i jak daleko zaszedłeś w swojej drodze do celu. A jeśli pyta, to w dobrej wierze i tylko po to, żeby Ci pomóc. Tak też jest tutaj. Widelec&Hantla to miejsce dla każdego!

Do wykreowanego przez media przymiotnika angielskiego pochodzenia "fit" pałam prawdziwą nienawiścią, dlatego to słowo pojawia się tylko w tym miejscu. "Fit" to przemijająca moda. W&H to tryb życia.

Kim jestem?

Świeżo upieczoną magister nauk ekonomicznych zafascynowaną zdrowym stylem życia od 2013 roku - to wtedy świadomość ciała, aktywności i odżywiania zmieniły jej życie, a wręcz poukładały je na nowo i nie ma w tym ani krzty przesady. To radosna, otwarta na ludzi osoba - a przynajmniej taką ma nadzieję. Cieszy się z płatków śniegu, które lądują jej na nosie w zimowy poranek i z ostatniego promienia Słońca przy jego zachodzie. Czasem ponosi ją melancholia, a najczęściej mania planowania. Najciekawszy komplement, jaki usłyszała w życiu, to że ma "piękny analityczny umysł" (na drugim miejscu jest gładziutkość i mięciutkość kaczuszki upranej w Pervollu). Trochę leniwa, nieco szalona germanofilka z  przerażająco dogłębną wiedzą na temat książek o Harrym Potterze. Zimą szusuje na snowboardzie, a w lecie na longboardzie. I się nie opala, bo robi się natychmiast cała czerwona.

Marzycielka o podróżach do obu Ameryk (Północną miała okazję zwiedzić, ale niedosyt jest zbyt duży, żeby uważać ten punkt za odhaczony). Zadurzona w Nowym Jorku, wielbicielka Casey'ego Neistata i Woody'ego Allena. Nie lubi komedii romantycznych, ale nigdy nie powie "nie" na Love Actually. Ogląda zdecydowanie za dużo seriali, ale stara się to robić w trakcie gotowania.
A gotowanie to jej największa pasja. 
Jak jest sama w domu, to śpiewa.
Jak nie, to też czasem śpiewa.
A jak gotuje, to śpiewa zawsze. A nawet tańczy.

Marzy o kursie dietetyki i byciu instruktorką Zumby - bo to totalna zumbowariatka, okupująca miejsca przy samym lustrze, bo nie lubi patrzeć na tych, którzy się obijają, zamiast wkładać w taniec całe serce. Chyba właśnie dlatego nie nadaje się na bycie instruktorką, ale jakoś z tym żyje.



Kiedyś bała się ciężarów, dzisiaj pędzi przez miasto o 7 rano w dzień wolny, żeby tylko zdążyć na power pump. Nie jest chuda i nie jest gruba, taka normalna. Cały czas ma jakiś plan i cel. Czasem się udaje, a czasami nie - życie to sinusoida, jak mawia Helena Vondráčková. A to chyba jej ulubiony cytat. No, może z wyjątkiem mądrych słów Dumbledore'a:

“Of course it is happening inside your head, Harry, but why on earth should that mean that it is not real?”.


Marzyła o tym, by to, co dzieje się w jej głowie, stało się rzeczywistością. Teraz dla odmiany stara się to realizować - ten blog to jeden z tego dowodów.

Marta