Ile kosztuje latte? O prawdziwej cenie kawy



- Dzień dobry, co będzie dla Pani?
- Dzień dobry, poproszę cappuccino.
- Z jakim syropem?
- Malinowym... a może macie Amaretto? Hmm...
- Mamy w ofercie też Chai Latte, może spróbuje Pani?
- Chętnie.
- Wspaniale, jaki rozmiar?
- Duża.
- Czy coś słodkiego do tego?
- Nie, dziękuję, kawa wystarczy...
- Mamy nowe ciasta, dopiero co przyjechały, a tu jeszcze robione przez nas biszkoptowe kawałki z bezą, przepyszne!
- No dobrze, to może ten biszkopt. Ile płacę?
- 800 kalorii. Gotówką czy kartą?


Że jak?! Że ILE?!

A za co taka cena?

Za rozmowę z dawno niewidzianą przyjaciółką, za godzinę odprężenia po ciężkim dniu, a może w trakcie pracy? W ramach nagrody? Za zatopienie smutków, rozgrzanie się po zimowym spacerze albo po prostu za chwilową zachciankę?

Warto?

Kawiarnie to wspaniałe miejsca, szczególnie w takie zimne dni. Spełniają szereg funkcji - od towarzyskich po miejsce pracy (i nie mam na myśli baristów, a np. freelancerów czy studentów). Oczywiście, część z nas ma w domu ekspresy do kawy, ale umówmy się - nie ma to jak dobra kawa w kawiarni. Tu płacimy dodatkowo za tzw. experience, czyli za przebywanie w lokalu, sam fakt bycia w kawiarni, poza domem i delektowanie się kawą przy porannej prasie, po pracy lub wieczornych ploteczkach.


Nie od dziś wiadomo, że kalorii dostarczamy sobie w dużej ilości poprzez napoje - słodkie, gazowane, słodzone bez umiaru i napakowane świństwami. O energii i wartościach odżywczych myślimy zazwyczaj w kategoriach jedzenia, a nie płynów. Okazuje się jednak, że to właśnie te płyny są w znacznej mierze odpowiedzialne za otyłość i problemy z panowaniem nad wagą.

Zdrowy tryb życia nie powinien oznaczać rezygnacji z tego, co sprawia nam przyjemność. W końcu to nasze życie, trzeba korzystać! Ale czy z automatu oznacza to, że mamy wybierać to, co jest dla nas złe? Chyba nie. Czy niewinna wizyta w kawiarni może zaważyć na naszej diecie? Owszem, tak. Czas na naukę podejmowania świadomych wyborów... w kawiarni.

Przyjrzyjmy się zagadnieniu z bliska i złapmy ogólny obraz sytuacji, który przedstawia poniższa inforgrafika.

(Uwielbiam infografiki... Ach!)



Wynika z niej jasno, że spośród ofert kawiarni około połowa dostępnych typów produktów mieści się w dolnej części tabeli, czyli ma poniżej 150 kalorii. Są to produkty zawierające samą kawę, czyli espresso, americano, herbaty, kawy mrożone (sama kawa!) oraz małe napoje kawowe, czyli latte, chai latte, mocha etc. oraz większe napoje kawowe z chudym mlekiem. Zauważmy, że te napoje są bez dodatków - bitej śmietany, syropów i cukru oraz bez pełnotłustego mleka (ewentualnie małe porcje).

Większe pojemności to oczywiście więcej kalorii, ale nie to najbardziej podbija liczbę kcal. Im wyżej patrzymy, tym więcej w napojach wspomnianych w poprzednim akapicie słodkich i tłustych dodatków. Duża orzechowa mocha z bitą śmietaną jest "warta" 600 kcal, czyli tyle, co sporej wielkości... obiad. Lub Big Mac. To więcej, niż tabliczka czekolady. Calutka.

A kto nie wierzy, niech sam sprawdzi tabele wartości odżywczych w największych sieciach kawiarni w Polsce:

Starbucks (jedzenie)





Okej okej, ale czy to oznacza, że kawa zupełnie powinna pójść w odstawkę?

Dla naszego dobra - oczywiście, że to najlepsza opcja. Kofeina może i pobudza przed treningiem, ale potrafi uzależnić. Główny zarzut dietetyczny to odwadnianie (ponoć dyskusyjne, ale to nie H2O, więc pamiętajmy o szklance wody po kawusi). No i to morze kalorii w dodatkach...

Ale bądźmy realistami. Uwielbiamy kawę, większość ten napój budzi co dnia. Osobiście nie byłabym w stanie z niej zrezygnować. Nie obędę się również bez mleka (nie należę do prawdziwych smakoszy tego trunku, żeby pić ją saute - z wyjątkiem zbożowej). Umówmy się - dla zwykłych śmiertelników, którzy nie znają się na dripach, chemexach i innych dziwnych słowach, które ostatnio w świecie picia kawy stały się niebywale modne (żeby nie powiedzieć hipsterskie), kawa bez mleka jest słaba.

Pójdźmy więc na kompromis i ustalmy, czego nie chcemy w naszej kawie. Główni winowajcy nabijania niepotrzebnych kalorii to:

- syropy
- bita śmietana
- tłuste mleko
- ciasteczko przy kawie, o którym często nawet się nie dowiemy przy zamawianiu, a skoro już jest na talerzyku, to je zjemy
- ciasteczko, które zamawiamy świadomie
- cukier i inne dodatki, które nakładamy sami, wcześniej nawet nie sprawdzając, czy są potrzebne

Okej, czyli co dokładnie wybrać?

- wersje napojów kawowych bez cukru (notorycznie zamawiam frappe bez cukru, który byłby dosypany przez baristę przed zblendowaniem)
- wersje bez syropów (na pewno? A może...) NIE, absolutnie bez syropów, dziękuję pięknie; syropy bez kalorii są dostępne w niektórych kawiarniach, ale je też odradzam, bo to sama chemia...
- wersje bez bitej śmietany
wersje kaw z chudszym mlekiem lub bez (nie sojowym, to nam nic nie daje oprócz braku laktozy)
- małe lub średnie pojemności zamiast dużych
- dodatkowy shot espresso nie szkodzi, szczególnie przed treningiem, a zmniejsza ilość miejsca na mleko - to całkiem niezły pomysł, gdy naprawdę potrzebujemy kopa energii.


Bariści są szkoleni z tego, jak namówić nas na większą kaloryczność zamówienia, bo to przekłada się na wyższy rachunek. To zawodnicy wagi ciężkiej, a zmierzenie się z nimi nie raz zakończyło się moją sromotną porażką. Od dłuższego czasu wychodzę z tych starć obronną ręką :) Jak się im nie dać? Ćwiczyć asertywność. I chociażby nie brać zestawów. Zestaw niech kojarzy się nam z McZestawem w McSronaldzie albo innym świństwem... Zestaw oznacza dodatkowe 300-400 pustych i bezwartościowych kalorii. Jeśli barista zdziwi się, że nie chcesz cukru w swojej kawie i będzie sugerował, że zmieni to smak kawy (i najwyraźniej świat się od tego zawali), powiedz, że dosłodzisz sobie sam - w końcu w większości kawiarni przy pokrywkach do kubków na wynos stoi miód. To Ty będziesz decydować, ile dosładzasz - nie barista.

Jeśli barista oferuje dodatki, grzecznie odpowiedz, że dziękujesz, nie potrzebujesz. Zapewne zostaniesz zapytany, czy aby na pewno, a może jednak, lub w inny sposób zachęcony do dalszego myślenia nad decyzją. Ty starasz się wcielić w życie swój plan, a barista działa przeciwko Tobie (cóż, taka jego praca), licząc na to, że zamówisz więcej. Life is brutal! Pamiętacie Milionerów? Czy to Pana/Pani ostateczna odpowiedź? Zasianie wątpliwości powoduje, że weryfikujesz swój wybór. A może by się poddać i domówić tę bezę, która tak woła do Ciebie zza lady? No dobra, nie, ale to w takim razie chociaż syrop? Malutkie ciasteczko? Cokolwiek?

Wtedy pomyśl o prawdziwym rachunku, który musisz uregulować i zastanów się, czy warto. Odpowiedź należy do Ciebie - w końcu ty płacisz. Ja wolę zapłacić świadomie za cheat meala, zamiast nieświadomie wpychać w siebie kalorie i dziwić się, że dieta nie przynosi efektów.

Sama często mam obawy, czy się nie poddam. Wtedy szybko ucinam dylematy - nie, dziękuję, ile płacę? Odbijając piłeczkę zmuszamy baristę do przejścia do następnego etapu obsługi klienta.

Świadome wybory to klucz do zdrowego życia. Nie dajmy się zmanipulować. Wybierajmy to, na co faktycznie nas stać. Nie wiem, jak Was, ale mnie nie stać na wizytę w kawiarni za 800 kalorii.

- Dzień dobry, co będzie dla Pani?
- Dzień dobry, poproszę średnie cappuccino.
- Z jakim syropem?
- Bez, dziękuję. Aha, z odtłuszczonym mlekiem poproszę.
- Och, dlaczego bez syropu? Mamy w ofercie też Chai Latte, może spróbuje Pani?
- Nie, dziękuję.
- Czy coś słodkiego do tego?
- Nie dziękuję. Ile płacę?
- 60 kalorii.

A, tyle to zapłacę.

0 komentarze:

A Ty? Co o tym myślisz? No powiedz, nie daj się prosić :)