Ćwicząc w domu nie ma niczego gorszego od monotonii. Podstawa to zaopatrzenie się w wiele programów treningowych - swoich własnych, nagranych na płytach lub wrzuconych przez trenerów z całego świata na YouTube... jest z czego wybierać! W moim katalogu "artykuły do napisania" cierpliwie czeka punkt o tym, jak i z kim najlepiej mi się ćwiczyło na różnym poziomie zaawansowania, ale dziś nie o tym. Do sedna - jedną z alternatyw są ćwiczenia z najpopularniejszą trenerką w Polsce, do której mam niesamowity szacunek i sentyment. Chyba wszyscy wiemy, o kogo chodzi...
"Koniecznie zaproś swojego partnera do wspólnego treningu!" - woła niejednokrotnie Ewa Chodakowska ze swojej maty. Ja, leżąc po drugiej stronie ekranu, jeszcze będąc singielką wielokrotnie wzdychałam: "Tak, Ewcia, świetny pomysł, tylko co, jeśli się go nie ma?!"...
Od jakiegoś czasu mam to niesamowite szczęście, że zrealizowanie polecenia Ewy w ogóle jest możliwe. Druga Hantla jest równie aktywna jak ja. Po miesięcznej przerwie od treningów, która nam obojgu zdarzyła się podczas tegorocznych wakacji (mojej najdłuższej przerwie od jakichś 3 lat!), postanowiliśmy intensywnie wrócić do ćwiczeń. Ba, planowaliśmy to przez większość urlopu! Gdy rzeczywistość, a raczej ceny karnetów krótkookresowych na siłownię na obczyźnie, zweryfikowała nasze plany intensywnych treningów na siłowni, postanowiliśmy wspólnie ćwiczyć w domu.
Oczywiście, na początku pojawiły się pewne obawy. Co, jeśli jedno z nas nie podoła, a drugie uzna dany program za zbyt słaby? Co, jeśli nie będziemy mogli zgrać godziny treningu? Okazało się, że obie kwestie nie stanowiły problemu, a wspólne treningi zamieniły się w przyjemność i chwilę, na którą czeka się przez cały dzień. To chwila dla nas samych i dla nas obojga jednocześnie. Wybieramy takie treningi, które rozliczane są na czasie, a nie powtórzeniach, oraz takie, które pokazują wersje zmodyfikowane trudnych ćwiczeń, dzięki temu każdy pracuje w swoim tempie i na swoim poziomie.
Kiedyś pisałam o tym, jak ćwiczy się w domu i jakie są tego dobre i złe strony. Ćwiczenia we dwoje sprawiają, że razem dąży się do celu. Żalimy się sobie nawzajem, poprawiamy wystające kolana i niewystarczająco niskie przysiady, psioczymy na wymysły trenerów (wysiłek fizyczny chyba wzmaga kreatywność pod tym względem), a na koniec przybijamy magiczne high five.
I żeby było jasne, nie ma w tym nic przesadnie słodkiego. Zdecydowanie nie należymy do jednych z "fit-freakowych" par, na których widok człowiek ma ochotę wyrzygać się tęczą.
Ze wspólnych treningów płynie jeszcze jedna, zasadnicza korzyść - wzajemna motywacja. Zawsze któremuś z nas chce się ćwiczyć mniej - wtedy jedno bierze drugie za przysłowiowe chabety, ciągnie na matę, włącza trening, a skoro już się zaczęło... to i się skończy ;) I zdecydowanie ciężej jest zrezygnować z treningu, gdy wiemy, że druga osoba na nas czeka.
Oczywiście zdarza się, że nie pasuje nam ćwiczyć o tej samej porze. Ale teraz samotne treningi nie są już tak fajne jak kiedyś. W minionym tygodniu zdarzyło się, że ja gotowałam, a Druga Hantla w tym czasie ćwiczyła i uwierzcie mi - o mało co nie przyłączyłam się do niego.
Ćwicząc samemu oczywiście można się sobie pożalić na głos "ale mnie tyłek pali!", ale o wiele fajniej jest wtedy, gdy zamiast ciszy i dziwnego wrażenia gadania do samego siebie usłyszymy "daj spokój, jutro rano chyba nie podniosę się z łóżka!".
Czy są trudne chwile? Owszem, tak. Nie wiem jak Wy, moje drogie Panie, ale mi zajęło dość sporo czasu samo przyzwyczajenie się do tego, jak mężczyźni głośno wydychają powietrze podczas ćwiczeń. "HUU, HUU!" - tego nie doświadczymy na żadnych babskich fitnessach. Każde ćwiczenia oznaczają również konieczność przeniesienia stołu, by zyskać dodatkową przestrzeń - w końcu trzeba dbać o bezpieczeństwo i komfort; nikt nie lubi przypadkowo obrywać od drugiej osoby. A to się już zdarzyło, i to podczas imitowania bokserskich ciosów.
Jestem w stanie zrozumieć, że taki scenariusz jest nie do zrealizowania w wielu przypadkach, a prawdopodobieństwo spotkania się z reakcją z mema po prawej graniczy z pewnością. Jeśli jednak istnieje cień szansy, że może się udać, nie wahajcie się. Gra jest warta świeczki! Jeśli partner się z Was śmieje lub leni na kanapie, gdy Wy wylewacie siódme poty na macie, "rzucajcie wyzwanie", jak to słusznie mówi wspomniana wcześniej Ewa. Gdy ogląda się nagrane ćwiczenia, często ma się wrażenie, że nie są wymagające - inaczej, gdy się je samemu wykonuje. Ci, którzy kiedykolwiek widzieli zestaw "Sukces" wiedzą, co mam na myśli. Niby się leży, macha nóżką...
... a potem słyszysz nagle komentarz "ty, zaraz mi się odbyt rozerwie! Ja nie mogę robić takich ćwiczeń, to na pewno przez jądra!"
Ze śmiechu nie mogłam dokończyć zestawu ;)
To nie jądra, drodzy Panowie... to moc ćwiczeń z wykorzystaniem ciężaru ciała! A wspomniany zestaw należy teraz do ulubionych ćwiczeń Drugiej Hantli.
To niemal jak randka, tylko aktywna. Pot łączy ludzi lepiej, niż binge-watching niejednego serialu, mówię Wam!
(Chyba, że to Sherlock. Wtedy zawsze wybierzcie Sherlocka!)
Wspólny trening to również idealny sposób na ćwiczenie z hantlami czy piłkami w parach. Rozrywka i ćwiczenia - dwa w jednym :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry sposób na spędzanie też wspólnie czasu to jest. I można nawet się wybrać na siłownie zewnętrzne, ćwiczyć w domu, Nie musi to być zaraz karnet i jakieś deklaracje, że będziemy codziennie chodzić. Im mniejszy obowiązek z tego wyniknie a większa radość i przyjemność tym lepsze efekty.
OdpowiedzUsuńJeżeli lubicie aktywnie spędzać swój wolny czas, to polecam Wam sprawdzić stronę https://www.fitpark.pl , na której znajdziecie ofertę nowoczesnego i profesjonalnego producenta siłowni zewnętrznych FitPark. Wszystkie informacje o ich ofercie oraz kontakt znajdziecie na stronie.
OdpowiedzUsuń